Jakim cudem elektorat Trumpa nie widzi w nim tego, co my widzimy i co nas przeraża? Kilka dni temu przeczytałam w New York Times recenzję książki „Hitler” Volkera Ullricha i znalazłam tam takie zdanie: „Co jest naprawdę przerażające to nie fakt, że Hitler mógł istnieć, tylko że tak wielu ludzi potajemnie, z nadzieją na niego czekało”. Recenzent Adam Kirsh w jakimś sensie odpowiedział na moje pytanie. Nie jest moim zamiarem porównywanie milionów wyborców Donalda Trumpa do obywateli III Rzeszy, chociaż wzrost poparcia dla skrajnej prawicy w całej prawie Europie jest bardziej niż niepokojący. Znamy to, mamy to u siebie.
Elektorat Trumpa stoi przy nim murem, mimo że agresywnie profanuje wszystko, co wartościowe dla chrześcijańskiej białej Ameryki, z której głównie składają się jego wyborcy. Nie ma żadnych kwalifikacji do rządzenia krajem, nie ma pojęcia o polityce zagranicznej ani na czym polegają siły zbrojne. Kpił z weteranów, bohaterów wojennych i ich rodzin. Szydzi z konstytucji. Odmawia wydania oświadczeń podatkowych. Niszczy demokrację swojego kraju.
Był oskarżony o dyskryminację rasową. Często nie płacił swoim pracownikom. Nie tylko nie przeszkodziło mu seksualne napastowanie kobiet, ale tysiące otyłych Amerykanek, o jakich Trump, głośno i dobitnie, wyraża się z obrzydzeniem, usiłuje się do niego zbliżyć, dostać jego autograf, zrobić sobie z nim zdjęcie.
Poróżnił między sobą republikanów, osłabił ich partię. Jeżeli sekretnie na niego czekali, to teraz pokazali swoje obłudne oblicza. PolitiFact.com podaje, że 71% jego wypowiedzi jest nieprawdziwa. Notorycznie kłamie i składa obietnice niemożliwe do spełnienia. To znamy, mamy to u siebie. Według wielu komentatorów Ameryka niełatwo uwolni się od wstydu, na jaki naraził ją Trump. Nieprędko uda się zapomnieć o jego braku respektu dla aspiracji i intelektu wielu Amerykanów, nie mówiąc już o pogardzie, z jaką odniósł się do demokratycznej tradycji Stanów Zjednoczonych.
W tym samym New York Times przeczytałam felieton Toma Collinsa „Ja, moja siostra, Trump i Clinton”: „Moja siostra nazywa Baracka Obamę „naszym muzułmańskim prezydentem”. Ten epitet mnie przeraża. Ja jestem za kontrolą posiadania broni, ona ma broń. Popiera Donalda Trumpa i wszystkie jego poglądy, skrajnie inne niż moje. Ale moja siostra mnie kocha, jest życzliwa, hojna i ja ją kocham”.
Kochać siostrę o tak odmiennych poglądach? Poczułam do Toma Collinsa jednocześnie niechęć i podziw. Czy kieruje nim egoizm czy altruizm? Dlaczego nie walczy z nią w imię swoich ideałów? Gdyby moja siostra uważała, że Prezes ma zawsze rację, że należy likwidować gimnazja, utrzymywać, że obecny minister spraw zagranicznych jest dyplomatą, a minister obrony w pełni władz umysłowych, Trybunał Konstytucyjny należy rozwiązać, kiboli z ich rasistowskimi i antysemickimi hasłami otaczać opieką, gejów i lesbijki leczyć; gdyby uważała, że kobiety nie mają prawa decydować o swoim losie, aprobowała pozbawianie dobrego imienia Bartoszewskiego, Wałęsy, Michnika i wielu innych, których podziwiam i szanuję, nie tylko przestałabym ją kochać, walczyłabym z nią jak lwica, żeby zmieniła poglądy. Przecież gdybyśmy wszyscy byli tak tolerancyjni, a doszłoby do wojny domowej, na przykład niewykluczone, że musielibyśmy do siebie strzelać – ja jako pacyfistka musiałabym pluć w stronę przeciwnika.
Świat jest absurdalny i surrealistyczny – mądrzy głupieją, głupi potrafią nagle coś zrozumieć. Jeżeli przez całe swoje życie nie zrobisz nic złego, a raz się potkniesz, będą mówić: „Wyszła prawdziwa natura” i twoja opinia będzie do końca życia zszargana. Możesz natomiast śmiało grzeszyć i wrednie się zachowywać, bo wystarczy, że zrobisz jeden dobry uczynek i wszyscy powiedzą: „No proszę okazało się, że to jednak porządny człowiek” i już do końca życia będą dobrze o tobie mówić, a ty dalej możesz sobie robić ludziom świństwa. Kochać bliźniego swego to piękne przykazanie, ale ostro w naszych czasach wyświechtane i zbyt często służące jako zasłona dymna do złych celów. Och, jak my to u siebie mamy.
Donald Trump nie odejdzie i nie zabraknie mu ludzi, którymi będzie mógł manipulować. Tacy jak on nie znikają, tylko jeszcze bardziej się zacietrzewiają. Wielkie cywilizacje niszczone były przez demagogów, rasistów, bigotów, socjopatów, którzy nie sprawdziliby się w normalnym życiu i bo tak naprawdę niczego nie potrafili. Ponad 320 milionów ludzi i tylko tych dwoje – to wszystko, na co Amerykę stać? Jeżeli Ameryka w końcu nie otrząśnie się z tego ogłupienia, to pojawi się nowy, może jeszcze gorszy Trump, któremu ten Trump przetarł drogę.
Dodaj komentarz
11 komentarzy do "Znamy to – mamy to u siebie"
Ja bym głosował na Trumpa chociażby z tego powodu że Clinton obiecałaś dewiantom homoseksualnym kolejne przywileje prawne. To jest chore, w jakim my świecie żyjemy aby wspierać patologię.
Każdą fobię można wyleczyć ,homofobię też. Nie musisz całe życie być dewiantem.A co do praw to wszyscy powinni je mieć na tych samych zasadach
Każdy jest rasistą jeśli uznaje istnienie ras. Np. mamy różne rasy psów, jedne rasy są bardziej inteligentne inne rasy mniej. Co więcej, mamy w Polsce związek kynologiczny który dba o czystość rasową poszczególnych ras.
A ja tam boję się do czego może doprowadzić Trump po przegranej… jak się rozkręci w tezy o fałszerstwie to i do wojny domowej. Już jest tam gorąco z powodu rozruchów rasowych.
Jako Polacy możemy być
znów dumni wielce
że uczymy Amerykanów
jeść widelcem
12tmC